Wojciech Zawioła pokombinował - i mu się udało.
Książka „Robert Lewandowski. Pogromca Realu. Moja prawdziwa historia”, autoryzowana przez samego piłkarza, nie jest kolejną podobnie napisaną biografią piłkarza, jakich doświadczyliśmy na rynku wydawniczym w ostatnich miesiącach.
Ta książka to duża liczba zdjęć, słowa pisane przez autora, ale - przede wszystkim - niezliczona ilość rozmów. Z samym Robertem Lewandowskim, jego mamą, siostrą, znajomymi, menadżerem i - jeszcze wtedy - narzeczoną. To na nich opiera się ponad 220 stron.
Jest w książce o Robercie, jakiego znaliśmy. Utalentowanym, od małego zakochanym w piłce, ciężko trenującym, pokonującym kolejne szczeble kariery w zaskakująco szybkim tempie.
Poznajemy też inne, nieco zaskakujące jego oblicza, jak chociażby w cytowanym poniżej fragmencie, gdy Anna Stachurska, obecnie już żona bohatera książki, wspomina wieczór po pamiętnym meczu z Realem, gdy Lewy ustrzelił cztery bramki.
„Robert jest pobudzony, kiedy zagra fajny mecz. Choć po meczu z Realem tego nie pokazał. W domu było wtedy z 15 osób. Kiedy wrócił, chłopcy chcieli wznieść jakiś toast - „brawo, Lewy” i tak dalej. Parę osób już przygotowywało grilla. A on usiadł na kanapie, westchnął głęboko i mówi:
- Zmęczony chyba jestem.
- Robert, cztery bramki, wszyscy w euforii - odpowiadam mu.
- Chyba do mnie to nie dociera... Hmm, chyba strzeliłem cztery bramki... hmm. Głodny jestem, zjadłbym coś.”
Poznajemy więc chłopaka starającego się spokojnie reagować na szaleństwo, które wytwarza swoją obecnością. A z drugiej strony przyznaje, że lubi porządny zastrzyk adrenaliny, jak wtedy, gdy jechał samochodem 320 km/h.
Poza tym piłkarz zdradza między innymi, dlaczego chciałby odejść do Bayernu Monachium, odsłania kilka kulis z Mistrzostw Europy w 2012 roku, a także opowiada o sprzeczkach z Jakubem Błaszczykowskim. Poznajemy jego wspomnienia aż do finału Ligi Mistrzów na Wembley z tego roku.
Wiele osób zarzucało jeszcze przed premierą, że nie powinno się pisać książki o tak młodym piłkarzu, który wciąż wiele nie osiągnął. Czy mają rację? Każdy z nas powinien sobie sam odpowiedzieć na te pytanie. Jednak z drugiej strony, naprawdę miło przeczytać na ponad 200 stronach historię piłkarza wychowanego właśnie w tym kraju, w naszych realiach, na naszych boiskach, który został pogromcą Realu.
Martin Huć